poniedziałek, 17 września 2012

"Poznaj mnie drugi raz" - prolog (moje pierwsze FF)

Hey . ;3
O tak, wzięło mnie na FanFiction! Ostatnio nic w ogóle nie czytam, nie mogę znaleźć niczego ciekawego, a właściciele najlepszych FF już dawno pozapominali o swoich blogach. O ja biedna, co mogę poczynić? No i tu mam odpowiedź - napisz, kurna, swoje opowiadanie, a nie! Najpierw długo zwlekałam, bo zupełnie nie maiłam fabuły. No dobra, mogłabym opisać własnymi słowami całą książkę, ale to chyba byłaby nuda. Jak chodzi o parę Dramione, to jest ich za dużo, nie, nie będę zżynać i zrobiłam FF na podstawie własnej postaci. Victoria Ballen, lat 15, Slytherin, brak miłości, przyjaźni, życzliwości - dziewczyna, która przekroczyła granicę bycia nikim. Eh, teraz przeleciałam wszystko wzrokiem i zorientowałam się, że miały być tylko dwa zdania! Trochę za dużo, mam ich... Okay, nie chcę mi się liczyć, nienawidzę matematyki i właśnie jestem po godzinnym odrabianiu jej, więc, eeeemmm, dajta mi ludu spokoja?! xdd
PRZYNUDZASZ, KOCHANA - no wieeeeem. ;c

Prolog

Siedząc w pokoju głównym Slytherin’u, nigdy nie wiesz na co natrafisz. Hm, a raczej na kogo. Miałam nadzieję, że zwykłe poczytanie książki to nie żaden wysiłek, ale kiedy robisz to przy bandzie piszczących jedenastolatków lub rozśpiewanych szesnasto, to jednak namęczyć się można bardziej niż przy harówie na polu.
- Ej, Ballen! – usłyszałam za swoimi plecami. Tsa, świetnie. Znowu?
- Czego? – warknęłam odwracając się, z wielką niechęcią, do nikogo innego jak Pansy Parkinson.
- O czym tam masz książkę? O latających kucykach?
Cała „banda” brunetki wybuchła śmiechem. Spoko, byłam do tego przyzwyczajona. Dzień w dzień to samo, no błagam, to się robiła nudne.
- Masz mnie za złodziejkę? Nie ukradłabym ci książki. – Wstałam z kanapy i zaczęłam się oddalać w stronę swojego dormitorium.
Słyszałam jeszcze za plecami jak Pansy coś krzyczy, ale szczerze, to jej nawet nie słuchałam. Sprawiam wrażenie nie przejętej? Cóż, to jest tylko nudne, ale nie mówię, że radosne.
Po wparowaniu do pokoju rzuciłam się na swoje łóżko i wróciłam do czytania książki.
- Vic, co jest, znowu Parkinson?
Oh, świetnie, kto śmie mi znowu przeszkadzać w czytaniu?!
Moją współlokatorką była średniego wzrostu szatynka o niewiarygodnie mieszanych kolorystycznie oczach. Mimo tego, że była otyła, została jedną z najbardziej lubianych uczennic. Czy ja ją lubiłam? Hm, niech pomyślę, nie. Poznałam ją już wcześniej. Zgrywa miłą i kochaną, a potem obrzuca cię obelgami za plecami, zostawia do wiatru, odbija ci chłopaka… Cicho, spokojnie. W każdym razie, to Mia.
- Jakbym się nią przejmowała. – Rzuciłam nie odrywając wzroku od książki. – Ona chcę tylko zaimponować Malfoy’owi, po co mam niszczyć dziewczynce marzenia?
- Oh, Vic. – Mia usiadła na swoim łóżku i wzięła do ręki nowe wydanie „Proroka Codziennego”. – Chcesz może poczytać?
- Mam swoje – odparłam z lekkim uśmiechem pokazując książkę.
Mia kiwnęła wesoło głową i poszła w moje ślady, kładąc się na swoim łóżku i czytając. Czy mogłabym narzekać, że jestem z nią w pokoju? Cóż, widzę, że stara się być miła, ale ja tak szybko nie odpuszczam błędów, które wcześniej się wyrządziło. Niemożliwe, że jeszcze w pierwszej klasie była moją najlepszą przyjaciółką. Od tego czasu minęło pięć lat. Jestem na piątym roku i jestem samotna jak nie wiem kto, też mi zdziwienie, skoro odrzucałam przez ten czas tyle ludzi. Wiecie co? Mam więcej wrogów niż znajomych. O, na przykład taka banda Parkinson, albo Malfoy i jego „ochroniarze”. Totalni kretyni, ale „jeśli urodziłeś się kretynem – kretynem pozostaniesz na zawsze”. Taki miałam wzgląd na tą sprawę.
Następnego dnia, obudziłam się jakieś pół godziny po pierwszej lekcji. No nieźle, byłam taka przestraszona… A Mia nawet nie raczyła mnie obudzić, tak?
Cholera!
Szybko założyłam ubrania, buty i szatę, włosów nawet nie czesałam, tylko przeczesałam dłonią. Wzięłam książkę od eliksirów i wybiegłam z dormitorium. Oh, świetnie, czyżby dzisiaj mój pechowy dzień? Potknęłam się o wychyloną nogę kogoś, kto stał na korytarzu. Nawet nie patrzyłam tej osobie na twarz, byłam zbyt rozdrażniona tym całym dniem.
- Debil! – mruknęłam ostrym tonem.
- Gdzie ci się tak śpieszy, Ballen? Na eliksiry, słonko, nie zdążysz. – Dopiero teraz poznałam głos, którego tak nienawidzę.
- A ty, Malfoy, czemu nie na swojej ulubionej lekcji? – syknęłam.
Draco uśmiechnął się do mnie ironicznie.
- Dobrze wiesz, słoneczko, że Snape mnie uwielbia. Tak jak całą moją rodzinę. Nawet nie wpisze mi nieobecności.
- Możesz nie mówić do mnie „słoneczko”? – Mój głos był już trochę podirytowany, a ja dałam temu sygnał zaciskając pięści.
Zaczęłam iść w stronę sali. Nie myśleliście chyba, że zostałabym dłużej przy tym idiocie? Oh, prędzej chyba rąbnęłabym go z liścia w twarz, jak już raz zrobiłam w drugiej klasie, kiedy powiedział coś o moich rodzicach. Widzicie, o sobie znoszę z pokorą, ale piśnij słówko o rodzicach – nie żyjesz.
Weszłam do sali od eliksirów. Wszyscy spojrzeli na mnie wielkimi oczami. Mhm, ta co się zawsze nie spóźnia, dzisiaj przyszła sobie na sam koniec. Brawo, Vic!
- Proszę bardzo, pana… Ballen. – Snape zwrócił się do mnie z lekko przymrużonymi oczami. Wskazał szybkim ruchem głowy ławkę, bo stałam tam jak frajerka.
Tylko był taki jeden, „maluki” problem. Jedyną wolną ławką była ławka Zabini’ego, a wiadomo, że był on kumplem Malfoy’a. O nie, nie, nie. Wolałam już stać. Eh, wolałam, ale usiadłam, ponieważ widziałam już ten surowy wzrok Snape’a, „siadaj, bo nie chcę zabrać Slytherin’owi 5 punktów, dziecko!”. Pff.
- Zachciało ci się jednak przyjść na lekcje? – rzucił, zabrzmiało to jak od niechcenia, Zabini.
- Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa – mruknęłam. O tak, wiecie, jak w tym momencie żałowałam, że przerwałam sen o ślicznych, słodkich pierożkach i przyszłam na lekcje?!
- Może moja nie, ale Dracona.
Zrobiłam do niego dziwną minę. Ironiczną i zdziwioną.
- A jego co to ma niby obchodzić? – warknęłam.
Snape popatrzył na nas groźnym wzorkiem, więc oboje udaliśmy, że go słuchamy. Po jego odwróceniu się do tablicy, powróciliśmy do dyskusji.
- Ostatnio powiedział, że… - zrobił dziwną pauzę i uśmiechnął się do mnie szeroko. Widziałam ten jego chamski, cyniczny uśmiech i chciało mi się wymiotować.
Lekcja w tym samym momencie skończyła się.
- Co powiedział? – krzyknęłam, bo Blaise chciał wyjść już z pomieszczenia. Złapałam go mocno za ramię. – Co powiedział? – warknęłam przez zęby.
Zrobił wielkie oczy i zaczął się wyrywać, jednak mój ucisk był za mocny.
- Victoria, puść go… - szepnęła Mia za moimi plecami. Czy wspominałam już, że moja współlokatorka była w nim szaleńczo zakochana?
Wbiłam paznokcie w ramię Zabini’ego jeszcze mocniej, aż po pięciu sekundach go puściłam. Westchnęłam zrezygnowałam.
- Coś się stało? – rzekła z małym cynizmem Mia, wychodząc ze mną na korytarz.
- Wiesz, takie tam męskie sprawy.
- Ale ty jesteś dziewczyną – zauważyła szatynka.
Posłałam jej pobłażliwe spojrzenie. Szłyśmy teraz na Starożytne Runy – moja zmora, jej również, ale starałam się o tym nie myśleć. Nie, w ogóle starałam się wyciszyć umysł. Zacytuję moją mamę: „jesteś taka nerwowa i straszna, że jak chociażby mrówki cię widzą to uciekają pod samochody popełnić samobójstwo!”. Nie wiem czy to taka prawda. Ale to wyjaśniałoby, dlaczego nie mam do tej pory chłopaka, przyjaciółki itd. Wielkie mi rzeczy.
Będąc już w klasie, Mia usiadła jak zwykle z przyjaciółką z Ravenclaw’u, z którymi mieliśmy Runy, a ja sama. Akurat siedzenie samej w ostatniej ławce było najmniejszym, hm, kłopotem. Po pierwsze – zawsze uwielbiłam siedzieć w ostatniej ławce, choćby dlatego, że wszystkich mogłam obserwować. Po drugie – siedzenie w pojedynkę sprawiło mi radość, nikt mi nie przeszkadzał w (nie)obserwowaniu lekcji, rozmyślaniu o życiu. Dzisiaj było tak samo. I przez to głupie zachowanie, nic a nic nie zapisałam ani nie zapamiętałam, co mamy zadane z Run. Trudno, pomyślałam wtedy, że raz mogę nie zrobić zadania. Taaak, takie „raz” zdarza się raz na miesiąc na dwa, a więc bierzcie ze mnie przykład – jestem solidną uczennicą! A tak na serio, to moje rozmyślanie tego dnia było skupione na jednym, czułym punkcie. Co o mnie powiedział? Bo jeżeli to coś złego, to mu oczy wydrapię a potem wyrzucę to co z nich zostało do lasu na pożarcie przez zwierzęta, a jeśli dobrego… to tak samo. Nienawidziłam kiedy ktoś o mnie coś mówił. A wiedziałam, że jeśli chcę uchodzić za buntowniczkę i to jeszcze taką, która zupełnie nie ma znajomych, przyjaciół, pary – w przeciwieństwie do wszystkich, to nie ułoży mi się ta ambicja, by na mój temat było cicho, najlepiej. Cały czas wszędzie huczało. No, ze złej strony. Ale czym byliby ludzie nie żyjący z plotek? Zdecydowanie niczym. O, na przykład ja! Nie plotkuję, staram się nie plotkować i jestem nikim. A… jeśli mowa o plotkowaniu i obgadywaniu, to może nie jestem taka bezwinna… Uwielbiam gadać głupie rzeczy o Parkinson. Wyśmiewanie się z niej wraz z Mią to właśnie to, co kocham, oprócz muzyki i bicia ludzi (ha, ha). Zdarzyło mi się już nie raz powiedzieć tej plotkarze, M., co myślę o Malfoy’u i Parkinson – jaka byłaby to z nich piękna, słodka parka. Głupia i głupi! Widać, że Parkinson po prostu za nim szaleje, a Draco ją wykorzystuje, a więc jest spoko. A skoro się wam już spowiadam, to jeśli jesteś uczniem mojej szkoły i czytasz to teraz, to na bank znasz plotki o tym, że Draco przelatuje wszystkie dziewczyny w Hogwarcie. Taaak, jak myślicie, od kogo to wszyscy wiedzą?! Haha. Od Mii! To ja przekazuję jej plotki, ale jeśli ktoś o tym by się dowiedział, byłabym na dnie – jak można być jeszcze bardziej.
Wszystko działo się tak wolno, tak dziwnie. Lekcje dłużyły się, a ciekawość rosła ponad miarę. CO ON O MNIE POWIEDZIAŁ? Cholera. Jestem dziwna, przejmuję się czymś takim. Oh, tak już mam!

***

Ew. błędy zgłaszajcie w komentarz, because ja nigdy nie czytam swojego tekstu dwa razy, by sprawdzić błędy - oszczędzam na czasie, OH YEAAH! xD

1 komentarz: