sobota, 22 września 2012

Coopsie - scena w pociągu, pierwsze spotkanie.

" - Hahaha, no i wtedy tak było! Mówię Ci, ale polewka, ahahaha! - rozbrzmiał głos jakiegoś chłopaka, a potem drugi ryknął śmiechem. 
- Stary, właźmy tutaj, chyba pusto - poradził znów pierwszy głos. Do przedziału Poops wtargnęli dwaj chłopacy, niewiele od niej starsi, właściwie mieli tyle lat co ona. Jednak oboje byli od Pop wyżsi, nawet gdy dziewczyna była w szpilkach. Nadal śmiejąc się jak prosiaki, opadli bez słowa na kanapę na przeciwko Pop, nie pytając tym bardziej czy mogą wejść. Nadal nie ogarnęli śmiechu, ale ten pierwszy głos śmiał się teraz o wiele ciszej. 
- Ty, Chris - szepnął. - Looknij. - polecił, rzucając ukradkiem spojrzenie na Pop. 
- Przedział zakażony lafiryndą, sorry, chyba musimy spadać! - odparł zapewne Chris i oboje ryknęli znów śmiechem. 
Chris i Emmet, dwaj bracia Weasley'owie. Chris o rok starszy, z niebywałym poczuciem humoru i równą bezczelnością, oraz Emmet, niczym giermek Chris'a, jednak mniej odważny. Ale zaraz.. skoro w tym pokoleniu Weasley'ów jest 3-c, to gdzie się podział, no, ten trzeci?
A, właśnie wszedł. Bez słowa opadł na miejsce obok Pop, patrząc lodowato na braci, którzy ryknęli głośniejszym (to się da?!) śmiechem. 
- Spieprzaj, Michale, zasłaniasz tą dupę - Chris wskazał na Poopsy, na co Michael syknął coś, lecz zbyt cicho, by ktoś usłyszał, i posłusznie przesiadł się na stronę chłopaków, jednak na siedzenie najdalej od nich. 
- Fiufiufiu - zagwizdał Chris, mając teraz pełne pole widzenia na Poopsy.
O Boże, kolejni idioci. Czy kiedyś zniknie ze świata ten popierdolony klan idiotów?!  Nie, z całą pewnością nie! Poopsy patrzyła zupełnie poważnym, stanowczym "ogar" na braci. Ej, zaraz, zaraz, oni całkowicie wyglądali na jakichś marnych kretynów, więc po co ma dalej udawać nie przejętą?
- Vaffanculo, se non hai qualcosa di significativo de dire, stronzo. - Syknęła po włosku, specjalnie, by oczywiście nie wiedzieli za bardzo co do nich powiedział - chyba, że również znaliby włoski. Chrząknęła i powtórzyła by ją zrozumieli. - Spierdalajcie, jeśli nie macie nic sensownego do powiedzenia, chuje. 
- Scusate se disturbato, cara ragazza, i miei fratelli sono imprevedibilli. - odpał Michael, który oczywiście, jako uznawany za swoich braci wielki kujon, zna włoski, chyba jako jedyny z cłej rodziny się tym interesował.
- Mądrala się znalazła! -zawołał Chris, po chwili jednak znów skupiając się na Poops. - Nie, dzięki, wolimy zostać, jak ci coś nie pasuje to sama spieprzaj, dziwko. - odparł ale tylko część do "zostać", dalej odparł Emmett, i oboje szyderczo się zaśmiali, a Chris ułożył się wygodniej na siedzeniu.
- Widać. - Mruknęła blondynka w odpowiedzi do włoskiego zdania wypowiedzianego przez jedynego normalnego chłopaka w tym przedziale. - Gratuluję ci wspaniałych braci.
- Hehe, to jest MÓJ przedział, pierwsza go zajęłam. Waszej obecności tu nie toleruję, więc wy się stąd wynosicie albo ja was stąd wynoszę.
- Jak jesteś jedynaczką to również gratuluję. - powiedział Michael tęsknym tonem, rzucając lodowate spojrzenie Chrisowi i Emmetowi.  
- Pierwsza go zajęłaś? No jasne, nie skapnąłem się, że masz 5 lat, myślałem, że 6. - odpowiedział złośliwie Chris, a Emmet mu zawtórował:
- Spróbuj nas wynieść, no dawaj - zaśmiał się Emmett. Do przedziału zajrzeli dwaj koledzy Chrisa, można by powiedzieć, że obstawa taka jak Draco.
- Stary, szukaliśmy cię - poinformował jeden z nich, chyba trochę.. hm, mądrzejszy. - Marc i Vernus, dobrze, że jesteście, mamy mały problem z tą cholerą Malfoy. - odparł Emmett. Zdziwiło was, że znał nazwisko Poopsy? Oh, nie, znał nazwiska wszystkich, którzy jadą w tym roku do Hogwartu, i większość obecnych uczniów. 2-gi ulubiony synuś Cor, a drugim zawsze przekazuje się takie informacje, w końcu Cor była najlepiej poinformowaną w sprawach Hogwarckich dziewczyną swojego pokolenia. 
- Mam brata - odparła. 
- Stul dziób, gówniarzu! 
Miała ochotę wstać i chlasnąć obu, Emmet'a i Chris'a. Oh, i jak mogłaby się powstrzymać? Wiadomo, że to zrobiła. 
Powiedzmy, że Emm doznał szoku, ale Chris nie da się tak łatwo. Natychmiast poderwał się z kanapy, i bez skrupułów oddał Poops, tak mocno, że ta poleciała na swoją kanapę. Marc i Vernus zaśmiali się szyderczo i stanęli po obu stronach Chrisa, przed nim. Polecił ernusowi, żeby ogarnął Emmetta, a sam spojrzał wrednie na Poopsy. Gdyby to był chłopak, dawno miałby podbite oko i rozwalony nos co najmniej, mówię tylko o możliwościach Chrisa, a co dopiero Marc i Vernus, no i chyba Emmet.
Michael poderwał się z paniką w oczach i wybiegł z przedziału.
- Sukinsyn, poszedł nakablować. Spieprzamy. - oznajmił Chris, gdy Emmett już trochę się ogarnął. Wszyscy czworo wybiegli z przedziału, przedtem jednak Pop dostała jeszcze na dokładkę od Emmetta. "



FF: "Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej."


Póki co mam wenę, nwm co będzie dalej. xD Anyways, uzbierało mi się już pięć gotowych rozdziałów. Nie dam wszystkich na raz, o niii. ^o^ 

Rozdział 1 „Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej”

- Wstajesz? – usłyszałam szept Mii. O, dobry człowiek, zechciał mnie w końcu obudzić!
- Mój budzik strasznie szwankuję. Chyba go rozbiję o ścianę. – Powiedziałam, podnosząc się na chwiejnych, kościstych łokciach.
- O nie, Vic, nie znowu! – zawołała zabawnie z nutką histerii dla wzbogacenia.
Wstałam i poszłam do łazienki. Okay, zdążę jeszcze ułożyć jakąś fajną fryzurę. Zdecydowałam się na wysoką kitkę z grzywką na bok – heh, specjalność mojej mamy. Do rzeczy, ubrałam się, jak zwykle zrobiłam „ostry makijaż”, jak to wszyscy nazywają i wyszłam z Mią. Tak sobie myślę… to było przecież bardzo wkurzające, że udawała moją przyjaciółkę, ale przy innych udawała, że mnie nie zna. Ludzie, please.
Idąc korytarzem, znowu zobaczyłam swoich „ukochanych przyjaciół” – czujesz tą ironię? Draco i Pansy stali razem i gadali. Nie słuchałam ich, nie słucham idiotów.
- Zaraz dojdzie do obściskiwania, przygotuj aparat – zadrwiłam, a Mia zachichotała. Po chwili, zza rogu dołączył do nich Zabini. Widziałam rumieńce pojawiające się na pulchnych policzkach szatynki.
- O nie, zobacz, Blaise! – szepnęła do mnie podnieconym głosem. Nie rozumiałam jej. Dla mnie chłopcy byli jeszcze idiotycznymi dziećmi.
- Spokojnie, Mia, wyluzuj się, bo on to zauważy i cię oleje. – Poradziłam jej. Lubiłam doradzać innym ludziom, taki mały plus u mnie.
Widziałam, że szatynka chce wziąć nogi za pas, odwrócić się, uciec. Powstrzymałam ją mocnym zaciskiem ramienia. Mia Lavern zapiszczała cicho. No i po co?! Przez nią Malfoy odwrócił się i nas zobaczył, a Parkinson dopiero teraz na nas spojrzała.
Pięknie, Mia. Dzięki ci.
- Pansy, Blaise, idźcie. – Warknął do „towarzyszów”.
Parkinson posłusznie poszła na śniadanie do Wielkiej Sali, Blaise chwilę po niej.
- Idź – rzuciłam do Lavern. – Zajmij miejsce obok Blaise’a. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Obie uśmiechnęłyśmy się do siebie i Mia odeszła podekscytowana. Hm, zostałam sama z Draconem. Widziałam, że się mi przygląda, nie mam nic przeciwko patrzeniu na mnie, ale nie takim dziwnym wzrokiem. Podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek.
- Wiem, co gadasz ludziom – szepnął mi do ucha.
Nie zamierzałam wdawać się z nim w dyskusję, byłam głodna, wyślizgnęłam się i zaczęłam iść.
- Gdzie ty idziesz?! – warknął i przybił moje ramiona do ściany. Był już tak blisko. Wciągałam nosem jego zapach.
- Czego ode mnie chcesz?! – krzyknęłam i wyrwałam się, ale ponownie mnie złapał, przytrzymał moje nadgarstki. Oparł się rękami na ścianie, tak, że teraz już w ogóle nie miałam możliwości ucieczki. Byłam wściekła, a ta jego bliskość mnie onieśmielała. Kurde, czułam się nienormalnie. Po raz pierwszy pomyślałam, że nie powoduje on we mnie takiej złości. To, że nie mogłam się ruszać, ją powodowało. Między nami były jakieś dwa centymetry.
- Wiem, co gadasz ludziom – powtórzył cicho, tajemniczym głosem. – O mnie i o Parkinson. Co ty sobie ubzdurałaś?
- Jakbyś zaprzeczał, że razem nie śpicie – zadrwiłam. – Ludzie nie są głupi.
- Nie śpimy razem! – syknął i przybliżył się o kolejny centymetr. – Boże, ja jej nawet nie lubię.
- Nieee, na pewno. Ona ma na twoim punkcie obsesję, jakbyś jeszcze nie widział.
- Wiem o tym – odparł szybko. Okay, trochę bałam się już tego zbliżenia. – Ale ja do niej nic nie czuję.
- Ty w ogóle nic nie czujesz.
Draco zamknął oczy i zacisnął zęby. Był na serio ciepły.
- Nie jesteśmy razem. Nie śpimy razem. Nic do niej nie czuję. Odwołasz to, co powiedziałaś. Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej.
Puścił mnie. Zrobiło mi się jakoś zimno, nie czułam już jego intensywnego, przyciągającego zapachu. To było dziwne. Kiedy odchodził, przypatrywałam się mu. Rzeczywiście, ta sytuacja jakoś zmieniła mi pogląd na niego. Gdyby nie jego charakter, to uznałabym, że jest przystojny.
Na śniadaniu usiadłam w miejscu jakiejś grupki koleżanek Mii, więc byłam jakimś obserwatorem całej sytuacji. Alisha Thert, wysoka blondynka, o kobiecych kształtach. Najpopularniejsza wraz z Mią, nie ma osoby w Hogwarcie, która by jej nie znała. Nie dość, że jest najlepszą uczennicą, to jeszcze ma taki przywódczy charakter, może i jest chamska, wredna, arogancka, ale wiecie – ludziom to się podoba. Druga z nich, kiedyś zupełnie normalna, Peggy Poul, ludzie często wyśmiewali się z jej niskiego wzrostu, dopóki nie zaczęła przyjaźnić się z „popularną grupką”. Według mnie jest nawet spoko. Kiedyś się z nią przyjaźniłam. Tyle że, jeśli nie będzie się z tobą zgadzać, potrafi pokazać swój okropny charakter. No i ostatnia. Dominique Voll, nie znam bogatszego człowieka od niej, no chyba, że liczymy Malfoy’a. Moim zdaniem również najładniejsza w całym Hogwarcie.
- Spóźniłaś się na śniadanie – zauważyła Dominique, odgarniając średniej długości, proste, blond włosy za ucho.
- Wiem. – Mruknęłam, biorąc bułkę z serem i pomidorem. Dziwiło mnie, że się do mnie odzywa.
- Zaspałaś?
- Nie.
- Kłóciłaś się z kimś?
Spojrzałam na nią dziwnie. Czemu wszyscy sądzą, że jak się gdzieś spóźniam, to że się kłócę? Wcale, że… No okay, to była prawda przez ostatnie dwa dni. Często kłócę się z innymi i teraz ludzie robią szum.
- Tak, może.
- „Może”? Co to znaczy „może”? – Przeprowadzała ze mną wywiad, czy co do cholery?
- Morze to jest woda, wielki zbiornik wody, ale mniejszy niż ocean! – zadrwiłam z udawanym entuzjazmem.
Dominique westchnęła.
- Malfoy? – szepnęła do mnie.
Skinęłam głową i zaczęłam jeść bułkę.
- Nie przejmuj się nim. Draco to dureń! – rzuciła głośno Alisha, nawet za głośno, bo Malfoy spojrzał w naszą stronę.
Zapomniałam chyba wspomnieć wam, że Alisha znała się od urodzenia z Draconem. Niby go nie lubiła, ale tylko zgrywała. Podkochiwała się w Goyle’u, jednym z jego „ochroniarzy”. Serio, myślałam, że ta dziewczyna ma lepszy gust. Dominique kochała się w Malfoy’u, czego nawet nie ukrywała przed swoimi przyjaciółkami, ale zgrywała, że go nie lubi przed innymi. A więc przeciwieństwo Pansy. Kiedyś nawet spytała go o chodzenie, to było jakoś w drugiej klasie, kiedy miała dwanaście lat. Oczywiście ten ją spławił. Oh, ale za bardzo wdaje się w szczegóły miłosne.
Żadna z nas nie odzywała się więcej. Po kilku minutach rozpoczął się gwar, wszystkie cztery pogrążone były w wielkiej rozmowie na temat muzyki jakiejś tam popowej piosenkarki. Nic się nie wypowiadałam, bo po pierwsze nie słucham popu, po drugie i tak nie dałyby mi dojść do słowa. Lekcje tego dnia minęły niesamowicie szybko i przyjemnie. Połowę lekcji mieliśmy z Gryffindorem. Dziewczyna o imieniu Corine zdecydowała się ze mną usiąść. Ale miała zabawy… Ja nie odezwałam się pierwsza, ona też nie zamierzała. No to co? Nico.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy to wszyscy udali się na mecz quidditch’a, ja zostałam by poczytać w spokoju książkę. Należy nie poddawać się za pierwszym razem, tym bardziej kiedy ma się pewność, że nikt cię nie zaczepi. I tak też się stało. W uszach miałam słuchawki z puszczoną na max. głośności MP4 muzykę. Słucham metalu, hard rocku i inne z takiego gatunku. Muzyka podkreślała mój charakter. Oh, a teraz kolejny cytat, który może mnie określić: „Muzyka zmienia człowieka”. W każdym razie, mnie!
Nacieszyć się wspaniałym czasem mogłam przez jedyne czterdzieści minut. Mecz skończył się i cała drużyna, w tym Draco, wpadli do pokoju głównego, w którym siedziałam, krzycząc i ciesząc się.
- Dracuś, wspaniale, wygraliście! – piszczała podniecona Pansy przylepiona do ramienia Malfoy’a.
- Tak. – Odparł tylko triumfalnym tonem Draco, nie zwracając uwagi na dziewczynę.
Chłopak rzucił ramieniem, pozbywając się zupełnie nie zrażonej Parkinson i przybił z wszystkimi chłopcami z drużyny piątkę. Dopiero po tym mnie zauważyli. Słyszałam jak Draco ze mnie zadrwił, no ale mi przykro, ale i tak go nie słuchałam. Ze względu na to, że nie mogłam. Nie chciałam przerywać piosenki w najlepszym momencie.
- Coś mówiłeś? – warknęłam z ironicznym uśmiechem, zdejmując jedną słuchawkę, tak, aby móc słyszeć przynajmniej na jedno ucho wspaniałego wokalu Amy Lee i poruszającego grania reszty zespołu.
- Tak, ale nie będę dla ciebie powtarzał, skarbie – rzucił przez ramię, obracając się do mnie plecami.
- Nie mów do mnie skarbie. – Wysyczałam i zamknęłam książkę z średnim hukiem.
- Wolisz słoneczko, nie ma sprawy.
- Czy nie możesz się zamknąć, debilu?! – powiedziałam z taką siłą głosu, że dopiero wchodzący sporymi grupkami uczniowie ze Slytherin’u wybałuszyli na mnie oczy.
- Nie powiedziałaś do niego debil.
Parkison zmierzyła mnie wzorkiem pełnym nienawiści. Nie wierzyła? Okay. Powtórzę.
- Masz rację, powiedziałam „debilu” – uśmiechnęłam się wrednie. – Powtórzę: Draco Malfoy to debil.
- Zamknij się! – ryknął blondyn podchodząc do mnie. Wyglądał, jakby miał mi przylać. Prędzej ja mu! – Ty… Zakompleksiona dziwko.
Haha. O nie. Nie ogarnęłam tego, co się wtedy ze mną stało. Nie kontrolowałam siebie, więc co mogę poradzić? Przed oczami miałam ciemność. Nie, żebym nigdy wcześniej tego nie robiła… Ale tym razem było to inne. Na pewno nie bezkarne. 

poniedziałek, 17 września 2012

"Poznaj mnie drugi raz" - prolog (moje pierwsze FF)

Hey . ;3
O tak, wzięło mnie na FanFiction! Ostatnio nic w ogóle nie czytam, nie mogę znaleźć niczego ciekawego, a właściciele najlepszych FF już dawno pozapominali o swoich blogach. O ja biedna, co mogę poczynić? No i tu mam odpowiedź - napisz, kurna, swoje opowiadanie, a nie! Najpierw długo zwlekałam, bo zupełnie nie maiłam fabuły. No dobra, mogłabym opisać własnymi słowami całą książkę, ale to chyba byłaby nuda. Jak chodzi o parę Dramione, to jest ich za dużo, nie, nie będę zżynać i zrobiłam FF na podstawie własnej postaci. Victoria Ballen, lat 15, Slytherin, brak miłości, przyjaźni, życzliwości - dziewczyna, która przekroczyła granicę bycia nikim. Eh, teraz przeleciałam wszystko wzrokiem i zorientowałam się, że miały być tylko dwa zdania! Trochę za dużo, mam ich... Okay, nie chcę mi się liczyć, nienawidzę matematyki i właśnie jestem po godzinnym odrabianiu jej, więc, eeeemmm, dajta mi ludu spokoja?! xdd
PRZYNUDZASZ, KOCHANA - no wieeeeem. ;c

Prolog

Siedząc w pokoju głównym Slytherin’u, nigdy nie wiesz na co natrafisz. Hm, a raczej na kogo. Miałam nadzieję, że zwykłe poczytanie książki to nie żaden wysiłek, ale kiedy robisz to przy bandzie piszczących jedenastolatków lub rozśpiewanych szesnasto, to jednak namęczyć się można bardziej niż przy harówie na polu.
- Ej, Ballen! – usłyszałam za swoimi plecami. Tsa, świetnie. Znowu?
- Czego? – warknęłam odwracając się, z wielką niechęcią, do nikogo innego jak Pansy Parkinson.
- O czym tam masz książkę? O latających kucykach?
Cała „banda” brunetki wybuchła śmiechem. Spoko, byłam do tego przyzwyczajona. Dzień w dzień to samo, no błagam, to się robiła nudne.
- Masz mnie za złodziejkę? Nie ukradłabym ci książki. – Wstałam z kanapy i zaczęłam się oddalać w stronę swojego dormitorium.
Słyszałam jeszcze za plecami jak Pansy coś krzyczy, ale szczerze, to jej nawet nie słuchałam. Sprawiam wrażenie nie przejętej? Cóż, to jest tylko nudne, ale nie mówię, że radosne.
Po wparowaniu do pokoju rzuciłam się na swoje łóżko i wróciłam do czytania książki.
- Vic, co jest, znowu Parkinson?
Oh, świetnie, kto śmie mi znowu przeszkadzać w czytaniu?!
Moją współlokatorką była średniego wzrostu szatynka o niewiarygodnie mieszanych kolorystycznie oczach. Mimo tego, że była otyła, została jedną z najbardziej lubianych uczennic. Czy ja ją lubiłam? Hm, niech pomyślę, nie. Poznałam ją już wcześniej. Zgrywa miłą i kochaną, a potem obrzuca cię obelgami za plecami, zostawia do wiatru, odbija ci chłopaka… Cicho, spokojnie. W każdym razie, to Mia.
- Jakbym się nią przejmowała. – Rzuciłam nie odrywając wzroku od książki. – Ona chcę tylko zaimponować Malfoy’owi, po co mam niszczyć dziewczynce marzenia?
- Oh, Vic. – Mia usiadła na swoim łóżku i wzięła do ręki nowe wydanie „Proroka Codziennego”. – Chcesz może poczytać?
- Mam swoje – odparłam z lekkim uśmiechem pokazując książkę.
Mia kiwnęła wesoło głową i poszła w moje ślady, kładąc się na swoim łóżku i czytając. Czy mogłabym narzekać, że jestem z nią w pokoju? Cóż, widzę, że stara się być miła, ale ja tak szybko nie odpuszczam błędów, które wcześniej się wyrządziło. Niemożliwe, że jeszcze w pierwszej klasie była moją najlepszą przyjaciółką. Od tego czasu minęło pięć lat. Jestem na piątym roku i jestem samotna jak nie wiem kto, też mi zdziwienie, skoro odrzucałam przez ten czas tyle ludzi. Wiecie co? Mam więcej wrogów niż znajomych. O, na przykład taka banda Parkinson, albo Malfoy i jego „ochroniarze”. Totalni kretyni, ale „jeśli urodziłeś się kretynem – kretynem pozostaniesz na zawsze”. Taki miałam wzgląd na tą sprawę.
Następnego dnia, obudziłam się jakieś pół godziny po pierwszej lekcji. No nieźle, byłam taka przestraszona… A Mia nawet nie raczyła mnie obudzić, tak?
Cholera!
Szybko założyłam ubrania, buty i szatę, włosów nawet nie czesałam, tylko przeczesałam dłonią. Wzięłam książkę od eliksirów i wybiegłam z dormitorium. Oh, świetnie, czyżby dzisiaj mój pechowy dzień? Potknęłam się o wychyloną nogę kogoś, kto stał na korytarzu. Nawet nie patrzyłam tej osobie na twarz, byłam zbyt rozdrażniona tym całym dniem.
- Debil! – mruknęłam ostrym tonem.
- Gdzie ci się tak śpieszy, Ballen? Na eliksiry, słonko, nie zdążysz. – Dopiero teraz poznałam głos, którego tak nienawidzę.
- A ty, Malfoy, czemu nie na swojej ulubionej lekcji? – syknęłam.
Draco uśmiechnął się do mnie ironicznie.
- Dobrze wiesz, słoneczko, że Snape mnie uwielbia. Tak jak całą moją rodzinę. Nawet nie wpisze mi nieobecności.
- Możesz nie mówić do mnie „słoneczko”? – Mój głos był już trochę podirytowany, a ja dałam temu sygnał zaciskając pięści.
Zaczęłam iść w stronę sali. Nie myśleliście chyba, że zostałabym dłużej przy tym idiocie? Oh, prędzej chyba rąbnęłabym go z liścia w twarz, jak już raz zrobiłam w drugiej klasie, kiedy powiedział coś o moich rodzicach. Widzicie, o sobie znoszę z pokorą, ale piśnij słówko o rodzicach – nie żyjesz.
Weszłam do sali od eliksirów. Wszyscy spojrzeli na mnie wielkimi oczami. Mhm, ta co się zawsze nie spóźnia, dzisiaj przyszła sobie na sam koniec. Brawo, Vic!
- Proszę bardzo, pana… Ballen. – Snape zwrócił się do mnie z lekko przymrużonymi oczami. Wskazał szybkim ruchem głowy ławkę, bo stałam tam jak frajerka.
Tylko był taki jeden, „maluki” problem. Jedyną wolną ławką była ławka Zabini’ego, a wiadomo, że był on kumplem Malfoy’a. O nie, nie, nie. Wolałam już stać. Eh, wolałam, ale usiadłam, ponieważ widziałam już ten surowy wzrok Snape’a, „siadaj, bo nie chcę zabrać Slytherin’owi 5 punktów, dziecko!”. Pff.
- Zachciało ci się jednak przyjść na lekcje? – rzucił, zabrzmiało to jak od niechcenia, Zabini.
- Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa – mruknęłam. O tak, wiecie, jak w tym momencie żałowałam, że przerwałam sen o ślicznych, słodkich pierożkach i przyszłam na lekcje?!
- Może moja nie, ale Dracona.
Zrobiłam do niego dziwną minę. Ironiczną i zdziwioną.
- A jego co to ma niby obchodzić? – warknęłam.
Snape popatrzył na nas groźnym wzorkiem, więc oboje udaliśmy, że go słuchamy. Po jego odwróceniu się do tablicy, powróciliśmy do dyskusji.
- Ostatnio powiedział, że… - zrobił dziwną pauzę i uśmiechnął się do mnie szeroko. Widziałam ten jego chamski, cyniczny uśmiech i chciało mi się wymiotować.
Lekcja w tym samym momencie skończyła się.
- Co powiedział? – krzyknęłam, bo Blaise chciał wyjść już z pomieszczenia. Złapałam go mocno za ramię. – Co powiedział? – warknęłam przez zęby.
Zrobił wielkie oczy i zaczął się wyrywać, jednak mój ucisk był za mocny.
- Victoria, puść go… - szepnęła Mia za moimi plecami. Czy wspominałam już, że moja współlokatorka była w nim szaleńczo zakochana?
Wbiłam paznokcie w ramię Zabini’ego jeszcze mocniej, aż po pięciu sekundach go puściłam. Westchnęłam zrezygnowałam.
- Coś się stało? – rzekła z małym cynizmem Mia, wychodząc ze mną na korytarz.
- Wiesz, takie tam męskie sprawy.
- Ale ty jesteś dziewczyną – zauważyła szatynka.
Posłałam jej pobłażliwe spojrzenie. Szłyśmy teraz na Starożytne Runy – moja zmora, jej również, ale starałam się o tym nie myśleć. Nie, w ogóle starałam się wyciszyć umysł. Zacytuję moją mamę: „jesteś taka nerwowa i straszna, że jak chociażby mrówki cię widzą to uciekają pod samochody popełnić samobójstwo!”. Nie wiem czy to taka prawda. Ale to wyjaśniałoby, dlaczego nie mam do tej pory chłopaka, przyjaciółki itd. Wielkie mi rzeczy.
Będąc już w klasie, Mia usiadła jak zwykle z przyjaciółką z Ravenclaw’u, z którymi mieliśmy Runy, a ja sama. Akurat siedzenie samej w ostatniej ławce było najmniejszym, hm, kłopotem. Po pierwsze – zawsze uwielbiłam siedzieć w ostatniej ławce, choćby dlatego, że wszystkich mogłam obserwować. Po drugie – siedzenie w pojedynkę sprawiło mi radość, nikt mi nie przeszkadzał w (nie)obserwowaniu lekcji, rozmyślaniu o życiu. Dzisiaj było tak samo. I przez to głupie zachowanie, nic a nic nie zapisałam ani nie zapamiętałam, co mamy zadane z Run. Trudno, pomyślałam wtedy, że raz mogę nie zrobić zadania. Taaak, takie „raz” zdarza się raz na miesiąc na dwa, a więc bierzcie ze mnie przykład – jestem solidną uczennicą! A tak na serio, to moje rozmyślanie tego dnia było skupione na jednym, czułym punkcie. Co o mnie powiedział? Bo jeżeli to coś złego, to mu oczy wydrapię a potem wyrzucę to co z nich zostało do lasu na pożarcie przez zwierzęta, a jeśli dobrego… to tak samo. Nienawidziłam kiedy ktoś o mnie coś mówił. A wiedziałam, że jeśli chcę uchodzić za buntowniczkę i to jeszcze taką, która zupełnie nie ma znajomych, przyjaciół, pary – w przeciwieństwie do wszystkich, to nie ułoży mi się ta ambicja, by na mój temat było cicho, najlepiej. Cały czas wszędzie huczało. No, ze złej strony. Ale czym byliby ludzie nie żyjący z plotek? Zdecydowanie niczym. O, na przykład ja! Nie plotkuję, staram się nie plotkować i jestem nikim. A… jeśli mowa o plotkowaniu i obgadywaniu, to może nie jestem taka bezwinna… Uwielbiam gadać głupie rzeczy o Parkinson. Wyśmiewanie się z niej wraz z Mią to właśnie to, co kocham, oprócz muzyki i bicia ludzi (ha, ha). Zdarzyło mi się już nie raz powiedzieć tej plotkarze, M., co myślę o Malfoy’u i Parkinson – jaka byłaby to z nich piękna, słodka parka. Głupia i głupi! Widać, że Parkinson po prostu za nim szaleje, a Draco ją wykorzystuje, a więc jest spoko. A skoro się wam już spowiadam, to jeśli jesteś uczniem mojej szkoły i czytasz to teraz, to na bank znasz plotki o tym, że Draco przelatuje wszystkie dziewczyny w Hogwarcie. Taaak, jak myślicie, od kogo to wszyscy wiedzą?! Haha. Od Mii! To ja przekazuję jej plotki, ale jeśli ktoś o tym by się dowiedział, byłabym na dnie – jak można być jeszcze bardziej.
Wszystko działo się tak wolno, tak dziwnie. Lekcje dłużyły się, a ciekawość rosła ponad miarę. CO ON O MNIE POWIEDZIAŁ? Cholera. Jestem dziwna, przejmuję się czymś takim. Oh, tak już mam!

***

Ew. błędy zgłaszajcie w komentarz, because ja nigdy nie czytam swojego tekstu dwa razy, by sprawdzić błędy - oszczędzam na czasie, OH YEAAH! xD

czwartek, 6 września 2012

"Od nienawiści do miłości?"


Prorok Codzienny, wydanie nr 341

„Mamy dla was najświeższą, najnieprawdopodobniejszą plotkę, która została potwierdzona! I nie chodzi nam tu o wielkie zaloty pana Fred’a Weasley’a do nowej uczennicy, panny Roberty. Przecież to wiedzą już wszyscy. Dwojga młodych ludzi, która kiedyś łączyła sama, czysta nienawiść została przerwana. I wiadomo, że musi coś zostać. I co to było? Miłość! Victoria Ballen i Draco Malfoy zostali nową, gorącą parą Hogwartu! Teraz tylko liczmy na dalszy ciąg tej historii.”
Po przeczytaniu tego, dziewczyna uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Wow. Naprawdę to taki temat, że aż ląduje w gazetach? – mruknęła do siebie z zadowoleniem.

wtorek, 4 września 2012

Książka na blogu?


Hey. Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad pisaniem historii młodych uczniów Hogwartu… Ale nie wiem czy to wyjdzie, poza tym na blogu miałam pisać tylko rzeczy związane z pokoleniami Malfoy itd. Niby tak, ale to byłoby takie urozmaicenie. Moja denna wyobraźnia nie zna granic więc było by w opowiadaniu szaleństwo… jeszcze więcej szaleństwa… O, i trzeba zauważyć, że miłość też by się pojawiła. Ostateczna decyzja nie zależy do mnie, tylko do Was. I wiedziałam, że o czymś zapomnę. Nie pisałabym tylko tej historii, gdy Victoria, Draco i inne osoby skończą szkołę, pojawi się na świecie Poopsy i Scorpius, będą też wpisy z pamiętnika Poops. Ogólnie nad resztą pomyślę. Musiałabym zrobić karty postaci osób w grze a długie opowiadanie (będzie się dzieliło na wiele rozdziałów, więc może nazwijmy to książką?), hm, książka pojawiłaby się za najkrócej tydzień. Teraz decydujecie wy. ^o^

poniedziałek, 3 września 2012

Rok 3 - pierwszy pocałunek. ♥



I zaczęło się od głupiej wymiany zdań …

Victoria wyszła ze swojego dormitorium trzaskając drzwiami. Weszła do głównego pokoju i zauważyła Dracona. Przestraszyła się, okropnie się przestraszyła.
- A ty co tu robisz? Nie możesz spać? - syknęła.
- Może? - odparł i spojrzał na nią z oczami 'w szparki'.
- To se bierz takie tabletki na sen. Chciałam tu posiedzieć sama, ale nieeee. Musiałeś myśleć o tym samym - syknęła. 
Victoria chciała się walnąć w czoło przez własną głupotę. Dlaczego nie potrafi być dla niego miła? I czemu znowu robi to tak.. bez sensu?!
- Ale pomyślałem wcześniej. Weź wyjdź. – Odparł.
-  To mnie zmuś. - Powiedziała i usiadła na kanapie, zakładając ręce i nogę na nogę.
- Tak czy tak ja nigdzie się stąd nie ruszam. - spojrzał na nią z założonymi rękami.
- Pfi, ja tym bardziej. - Uniosła brodę wzwyż.
- Nie wystarczą ci Twoje koleżaneczki z pokoju? - syknął.
- Mhm, ciekawe jakie - przewróciła oczami. - Jakbyś chciał wiedzieć, jestem w pokoju sama już od pierwszego roku. Współlokatorki.. są martwe - uśmiechnęła się wrednie, oczywiście do siebie.
- A, no sorry. Zapomniałem, że jesteś tylko małą, szarą myszką bez przyjaciół - odparł wrednie.
- O nie. Nie szarą myszką! - warknęła i wstała z kanapy zaciskając pięści.
- Więc ofiarą społeczeństwa, mówisz? - zaczął wolno do niej podchodzić..
Victoria zrobiła krok w przód, do Dracona. Miała ochotę mu przywalić - a jeszcze większą go pocałować.
- Uważaj na słówka, Malfoy - mruknęła, choć było to bardziej syknięcie.
- Nie boję się ciebie! - odparł i zaśmiał się.
- Na prawdę nie boisz się "ofiary społeczeństwa", jak powiedziałeś, wychowującej się na ulicy z innymi dziećmi "ofiarami społeczeństwa", które się nawzajem tłukły? - zapytała ironicznie. Wiedziała, że Malfoy jest ostry tylko w słowach - normalnie, to bałby się muchę packą zatłuc.
Nie odpowiedział.. byli już bardzo blisko siebie.
Szepnął jej do ucha "Nie, ani trochę..".
- No okay... to zróbmy analizę. Którą część ciała najchętniej byś stracił? Ja myślałam o nosie, albo nadgarstku.. ale ostateczna decyzja należy do ciebie! - gadała ironicznie z obojętną miną.
- Nic mi nie zrobisz, mała.. - kolejny szept.
- Aaa, to może usta. Przynajmniej wtedy nie gadałbyś tak cały czas bez sensu. Bla, bla, bla i bla, bla, bla.
Nie zdążył odpowiedzieć.. ich usta złączyły się w pocałunku.

PS: Zuz - mój drugi Bóg! x3 ♥♥♥ Kooooocham Cię i to, w jaki świetny sposób grasz Draco, ahhh ♥.♥

niedziela, 2 września 2012

Malfoy'owie oraz "rzut okiem".

CD poprzedniego ...


Malfoy. Jeżeli po przeczytaniu tego, jeszcze krew w żyłach ci nie zamarzła, to znaczy że muszę ci o nich dużo opowiedzieć. Od czego zacząć? Narcyza i Lucjusz Malfoy – bogaci, niezależni… źli. Byli śmierciożercami, podczas gdy Ballen’owie, odwieczni krukoni, należeli do Zakonu Feliksa. Osoby poznane wam przed chwilą, wydali na świat uroczego, słodkiego lecz równie złego chłopca – Dracona. Draco Malfoy miał wszystko czego chciał. Poza miłością. Rodzice okazywali mu ją poprzez wydawanie pieniędzy na wszystkie najdroższe, najlepsze prezenty. Draco wychowywał się w wspaniałych, lecz zarówno okropnych warunkach. Tak wyrósł na egoistycznego, zakochanego w sobie, wrednego i ciętego chłopca.

 Ich spotkanie było takie zupełnie przypadkowe. Kiedy to blondyn przysiadł się do prawie pełnego już przedziału, w którym była również Victoria. Ta spostrzegła go oczywiście i domyśliła się jego charakteru…

Dajmy kilka lat wstecz.

To egoista, zapatrzony w siebie – dajcie mu lusterko, a potem zabierzcie, zobaczycie jak się rozryczy! Jest strasznym dupkiem, udaje twardego, a tak naprawdę tylko go lekko pstryknij, poleci naskarżyć. A upierdliwy jak nie wiem! Nigdy nie mogę rozgryźć o czym on tak naprawdę myśli. Jest bardzo tajemniczy. Nie wiem czy to dobrze, ale fajnym go nazwać NIE można! Czasami jednak… czuję, że jak się z nim nie pogryzę, to będę samotna… i tak jest. No, a wiecie? Gdyby nie ten jego pieprzony charakter, można by nawet uznać, że jest szalenie przystojny. Chwila, co ja pieprzę?!     

- Victoria na drugim roku (12 l.)