Póki co mam wenę, nwm co będzie dalej. xD Anyways, uzbierało mi się już pięć gotowych rozdziałów. Nie dam wszystkich na raz, o niii. ^o^
Rozdział 1 „Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej”
- Wstajesz? –
usłyszałam szept Mii. O, dobry człowiek, zechciał mnie w końcu obudzić!
- Mój budzik
strasznie szwankuję. Chyba go rozbiję o ścianę. – Powiedziałam, podnosząc się
na chwiejnych, kościstych łokciach.
- O nie, Vic, nie
znowu! – zawołała zabawnie z nutką histerii dla wzbogacenia.
Wstałam i poszłam
do łazienki. Okay, zdążę jeszcze ułożyć
jakąś fajną fryzurę. Zdecydowałam się na wysoką kitkę z grzywką na bok –
heh, specjalność mojej mamy. Do rzeczy, ubrałam się, jak zwykle zrobiłam „ostry
makijaż”, jak to wszyscy nazywają i wyszłam z Mią. Tak sobie myślę… to było
przecież bardzo wkurzające, że udawała moją przyjaciółkę, ale przy innych
udawała, że mnie nie zna. Ludzie, please.
Idąc korytarzem,
znowu zobaczyłam swoich „ukochanych przyjaciół” – czujesz tą ironię? Draco i
Pansy stali razem i gadali. Nie słuchałam ich, nie słucham idiotów.
- Zaraz dojdzie
do obściskiwania, przygotuj aparat – zadrwiłam, a Mia zachichotała. Po chwili,
zza rogu dołączył do nich Zabini. Widziałam rumieńce pojawiające się na
pulchnych policzkach szatynki.
- O nie, zobacz,
Blaise! – szepnęła do mnie podnieconym głosem. Nie rozumiałam jej. Dla mnie
chłopcy byli jeszcze idiotycznymi dziećmi.
- Spokojnie, Mia,
wyluzuj się, bo on to zauważy i cię oleje. – Poradziłam jej. Lubiłam doradzać
innym ludziom, taki mały plus u mnie.
Widziałam, że
szatynka chce wziąć nogi za pas, odwrócić się, uciec. Powstrzymałam ją mocnym
zaciskiem ramienia. Mia Lavern zapiszczała cicho. No i po co?! Przez nią Malfoy
odwrócił się i nas zobaczył, a Parkinson dopiero teraz na nas spojrzała.
Pięknie, Mia. Dzięki ci.
- Pansy, Blaise,
idźcie. – Warknął do „towarzyszów”.
Parkinson
posłusznie poszła na śniadanie do Wielkiej Sali, Blaise chwilę po niej.
- Idź – rzuciłam
do Lavern. – Zajmij miejsce obok Blaise’a. Na pewno nie będzie miał nic
przeciwko.
Obie
uśmiechnęłyśmy się do siebie i Mia odeszła podekscytowana. Hm, zostałam sama z
Draconem. Widziałam, że się mi przygląda, nie mam nic przeciwko patrzeniu na
mnie, ale nie takim dziwnym wzrokiem. Podszedł do mnie i złapał mnie za
nadgarstek.
- Wiem, co gadasz
ludziom – szepnął mi do ucha.
Nie zamierzałam
wdawać się z nim w dyskusję, byłam głodna, wyślizgnęłam się i zaczęłam iść.
- Gdzie ty
idziesz?! – warknął i przybił moje ramiona do ściany. Był już tak blisko.
Wciągałam nosem jego zapach.
- Czego ode mnie
chcesz?! – krzyknęłam i wyrwałam się, ale ponownie mnie złapał, przytrzymał
moje nadgarstki. Oparł się rękami na ścianie, tak, że teraz już w ogóle nie
miałam możliwości ucieczki. Byłam wściekła, a ta jego bliskość mnie
onieśmielała. Kurde, czułam się nienormalnie. Po raz pierwszy pomyślałam, że
nie powoduje on we mnie takiej złości. To, że nie mogłam się ruszać, ją
powodowało. Między nami były jakieś dwa centymetry.
- Wiem, co gadasz
ludziom – powtórzył cicho, tajemniczym głosem. – O mnie i o Parkinson. Co ty
sobie ubzdurałaś?
- Jakbyś
zaprzeczał, że razem nie śpicie – zadrwiłam. – Ludzie nie są głupi.
- Nie śpimy
razem! – syknął i przybliżył się o kolejny centymetr. – Boże, ja jej nawet nie
lubię.
- Nieee, na
pewno. Ona ma na twoim punkcie obsesję, jakbyś jeszcze nie widział.
- Wiem o tym –
odparł szybko. Okay, trochę bałam się już tego zbliżenia. – Ale ja do niej nic
nie czuję.
- Ty w ogóle nic
nie czujesz.
Draco zamknął
oczy i zacisnął zęby. Był na serio ciepły.
- Nie jesteśmy
razem. Nie śpimy razem. Nic do niej nie czuję. Odwołasz to, co powiedziałaś.
Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej.
Puścił mnie.
Zrobiło mi się jakoś zimno, nie czułam już jego intensywnego, przyciągającego
zapachu. To było dziwne. Kiedy odchodził, przypatrywałam się mu. Rzeczywiście,
ta sytuacja jakoś zmieniła mi pogląd na niego. Gdyby nie jego charakter, to
uznałabym, że jest przystojny.
Na śniadaniu
usiadłam w miejscu jakiejś grupki koleżanek Mii, więc byłam jakimś obserwatorem
całej sytuacji. Alisha Thert, wysoka blondynka, o kobiecych kształtach.
Najpopularniejsza wraz z Mią, nie ma osoby w Hogwarcie, która by jej nie znała.
Nie dość, że jest najlepszą uczennicą, to jeszcze ma taki przywódczy charakter,
może i jest chamska, wredna, arogancka, ale wiecie – ludziom to się podoba.
Druga z nich, kiedyś zupełnie normalna, Peggy Poul, ludzie często wyśmiewali
się z jej niskiego wzrostu, dopóki nie zaczęła przyjaźnić się z „popularną
grupką”. Według mnie jest nawet spoko. Kiedyś się z nią przyjaźniłam. Tyle że,
jeśli nie będzie się z tobą zgadzać, potrafi pokazać swój okropny charakter. No
i ostatnia. Dominique Voll, nie znam bogatszego człowieka od niej, no chyba, że
liczymy Malfoy’a. Moim zdaniem również najładniejsza w całym Hogwarcie.
- Spóźniłaś się
na śniadanie – zauważyła Dominique, odgarniając średniej długości, proste,
blond włosy za ucho.
- Wiem. –
Mruknęłam, biorąc bułkę z serem i pomidorem. Dziwiło mnie, że się do mnie
odzywa.
- Zaspałaś?
- Nie.
- Kłóciłaś się z
kimś?
Spojrzałam na nią
dziwnie. Czemu wszyscy sądzą, że jak się gdzieś spóźniam, to że się kłócę?
Wcale, że… No okay, to była prawda przez ostatnie dwa dni. Często kłócę się z
innymi i teraz ludzie robią szum.
- Tak, może.
- „Może”? Co to
znaczy „może”? – Przeprowadzała ze mną wywiad, czy co do cholery?
- Morze to jest
woda, wielki zbiornik wody, ale mniejszy niż ocean! – zadrwiłam z udawanym
entuzjazmem.
Dominique
westchnęła.
- Malfoy? –
szepnęła do mnie.
Skinęłam głową i
zaczęłam jeść bułkę.
- Nie przejmuj
się nim. Draco to dureń! – rzuciła głośno Alisha, nawet za głośno, bo Malfoy
spojrzał w naszą stronę.
Zapomniałam chyba
wspomnieć wam, że Alisha znała się od urodzenia z Draconem. Niby go nie lubiła,
ale tylko zgrywała. Podkochiwała się w Goyle’u, jednym z jego „ochroniarzy”.
Serio, myślałam, że ta dziewczyna ma lepszy gust. Dominique kochała się w
Malfoy’u, czego nawet nie ukrywała przed swoimi przyjaciółkami, ale zgrywała,
że go nie lubi przed innymi. A więc przeciwieństwo Pansy. Kiedyś nawet spytała
go o chodzenie, to było jakoś w drugiej klasie, kiedy miała dwanaście lat.
Oczywiście ten ją spławił. Oh, ale za bardzo wdaje się w szczegóły miłosne.
Żadna z nas nie
odzywała się więcej. Po kilku minutach rozpoczął się gwar, wszystkie cztery
pogrążone były w wielkiej rozmowie na temat muzyki jakiejś tam popowej
piosenkarki. Nic się nie wypowiadałam, bo po pierwsze nie słucham popu, po
drugie i tak nie dałyby mi dojść do słowa. Lekcje tego dnia minęły niesamowicie
szybko i przyjemnie. Połowę lekcji mieliśmy z Gryffindorem. Dziewczyna o
imieniu Corine zdecydowała się ze mną usiąść. Ale miała zabawy… Ja nie
odezwałam się pierwsza, ona też nie zamierzała. No to co? Nico.
Jeszcze tego
samego dnia, kiedy to wszyscy udali się na mecz quidditch’a, ja zostałam by
poczytać w spokoju książkę. Należy nie poddawać się za pierwszym razem, tym
bardziej kiedy ma się pewność, że nikt cię nie zaczepi. I tak też się stało. W
uszach miałam słuchawki z puszczoną na max. głośności MP4 muzykę. Słucham
metalu, hard rocku i inne z takiego gatunku. Muzyka podkreślała mój charakter.
Oh, a teraz kolejny cytat, który może mnie określić: „Muzyka zmienia
człowieka”. W każdym razie, mnie!
Nacieszyć się
wspaniałym czasem mogłam przez jedyne czterdzieści minut. Mecz skończył się i
cała drużyna, w tym Draco, wpadli do pokoju głównego, w którym siedziałam,
krzycząc i ciesząc się.
- Dracuś,
wspaniale, wygraliście! – piszczała podniecona Pansy przylepiona do ramienia
Malfoy’a.
- Tak. – Odparł
tylko triumfalnym tonem Draco, nie zwracając uwagi na dziewczynę.
Chłopak rzucił
ramieniem, pozbywając się zupełnie nie zrażonej Parkinson i przybił z
wszystkimi chłopcami z drużyny piątkę. Dopiero po tym mnie zauważyli. Słyszałam
jak Draco ze mnie zadrwił, no ale mi przykro, ale i tak go nie słuchałam. Ze
względu na to, że nie mogłam. Nie chciałam przerywać piosenki w najlepszym
momencie.
- Coś mówiłeś? –
warknęłam z ironicznym uśmiechem, zdejmując jedną słuchawkę, tak, aby móc
słyszeć przynajmniej na jedno ucho wspaniałego wokalu Amy Lee i poruszającego
grania reszty zespołu.
- Tak, ale nie
będę dla ciebie powtarzał, skarbie – rzucił przez ramię, obracając się do mnie
plecami.
- Nie mów do mnie
skarbie. – Wysyczałam i zamknęłam książkę z średnim hukiem.
- Wolisz
słoneczko, nie ma sprawy.
- Czy nie możesz
się zamknąć, debilu?! – powiedziałam z taką siłą głosu, że dopiero wchodzący
sporymi grupkami uczniowie ze Slytherin’u wybałuszyli na mnie oczy.
- Nie powiedziałaś
do niego debil.
Parkison
zmierzyła mnie wzorkiem pełnym nienawiści. Nie wierzyła? Okay. Powtórzę.
- Masz rację,
powiedziałam „debilu” – uśmiechnęłam się wrednie. – Powtórzę: Draco Malfoy to
debil.
- Zamknij się! –
ryknął blondyn podchodząc do mnie. Wyglądał, jakby miał mi przylać. Prędzej ja
mu! – Ty… Zakompleksiona dziwko.
Haha. O nie. Nie
ogarnęłam tego, co się wtedy ze mną stało. Nie kontrolowałam siebie, więc co
mogę poradzić? Przed oczami miałam ciemność. Nie, żebym nigdy wcześniej tego
nie robiła… Ale tym razem było to inne. Na pewno nie bezkarne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz