sobota, 22 września 2012

FF: "Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej."


Póki co mam wenę, nwm co będzie dalej. xD Anyways, uzbierało mi się już pięć gotowych rozdziałów. Nie dam wszystkich na raz, o niii. ^o^ 

Rozdział 1 „Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej”

- Wstajesz? – usłyszałam szept Mii. O, dobry człowiek, zechciał mnie w końcu obudzić!
- Mój budzik strasznie szwankuję. Chyba go rozbiję o ścianę. – Powiedziałam, podnosząc się na chwiejnych, kościstych łokciach.
- O nie, Vic, nie znowu! – zawołała zabawnie z nutką histerii dla wzbogacenia.
Wstałam i poszłam do łazienki. Okay, zdążę jeszcze ułożyć jakąś fajną fryzurę. Zdecydowałam się na wysoką kitkę z grzywką na bok – heh, specjalność mojej mamy. Do rzeczy, ubrałam się, jak zwykle zrobiłam „ostry makijaż”, jak to wszyscy nazywają i wyszłam z Mią. Tak sobie myślę… to było przecież bardzo wkurzające, że udawała moją przyjaciółkę, ale przy innych udawała, że mnie nie zna. Ludzie, please.
Idąc korytarzem, znowu zobaczyłam swoich „ukochanych przyjaciół” – czujesz tą ironię? Draco i Pansy stali razem i gadali. Nie słuchałam ich, nie słucham idiotów.
- Zaraz dojdzie do obściskiwania, przygotuj aparat – zadrwiłam, a Mia zachichotała. Po chwili, zza rogu dołączył do nich Zabini. Widziałam rumieńce pojawiające się na pulchnych policzkach szatynki.
- O nie, zobacz, Blaise! – szepnęła do mnie podnieconym głosem. Nie rozumiałam jej. Dla mnie chłopcy byli jeszcze idiotycznymi dziećmi.
- Spokojnie, Mia, wyluzuj się, bo on to zauważy i cię oleje. – Poradziłam jej. Lubiłam doradzać innym ludziom, taki mały plus u mnie.
Widziałam, że szatynka chce wziąć nogi za pas, odwrócić się, uciec. Powstrzymałam ją mocnym zaciskiem ramienia. Mia Lavern zapiszczała cicho. No i po co?! Przez nią Malfoy odwrócił się i nas zobaczył, a Parkinson dopiero teraz na nas spojrzała.
Pięknie, Mia. Dzięki ci.
- Pansy, Blaise, idźcie. – Warknął do „towarzyszów”.
Parkinson posłusznie poszła na śniadanie do Wielkiej Sali, Blaise chwilę po niej.
- Idź – rzuciłam do Lavern. – Zajmij miejsce obok Blaise’a. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Obie uśmiechnęłyśmy się do siebie i Mia odeszła podekscytowana. Hm, zostałam sama z Draconem. Widziałam, że się mi przygląda, nie mam nic przeciwko patrzeniu na mnie, ale nie takim dziwnym wzrokiem. Podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek.
- Wiem, co gadasz ludziom – szepnął mi do ucha.
Nie zamierzałam wdawać się z nim w dyskusję, byłam głodna, wyślizgnęłam się i zaczęłam iść.
- Gdzie ty idziesz?! – warknął i przybił moje ramiona do ściany. Był już tak blisko. Wciągałam nosem jego zapach.
- Czego ode mnie chcesz?! – krzyknęłam i wyrwałam się, ale ponownie mnie złapał, przytrzymał moje nadgarstki. Oparł się rękami na ścianie, tak, że teraz już w ogóle nie miałam możliwości ucieczki. Byłam wściekła, a ta jego bliskość mnie onieśmielała. Kurde, czułam się nienormalnie. Po raz pierwszy pomyślałam, że nie powoduje on we mnie takiej złości. To, że nie mogłam się ruszać, ją powodowało. Między nami były jakieś dwa centymetry.
- Wiem, co gadasz ludziom – powtórzył cicho, tajemniczym głosem. – O mnie i o Parkinson. Co ty sobie ubzdurałaś?
- Jakbyś zaprzeczał, że razem nie śpicie – zadrwiłam. – Ludzie nie są głupi.
- Nie śpimy razem! – syknął i przybliżył się o kolejny centymetr. – Boże, ja jej nawet nie lubię.
- Nieee, na pewno. Ona ma na twoim punkcie obsesję, jakbyś jeszcze nie widział.
- Wiem o tym – odparł szybko. Okay, trochę bałam się już tego zbliżenia. – Ale ja do niej nic nie czuję.
- Ty w ogóle nic nie czujesz.
Draco zamknął oczy i zacisnął zęby. Był na serio ciepły.
- Nie jesteśmy razem. Nie śpimy razem. Nic do niej nie czuję. Odwołasz to, co powiedziałaś. Odwołasz to, albo będzie jeszcze gorzej.
Puścił mnie. Zrobiło mi się jakoś zimno, nie czułam już jego intensywnego, przyciągającego zapachu. To było dziwne. Kiedy odchodził, przypatrywałam się mu. Rzeczywiście, ta sytuacja jakoś zmieniła mi pogląd na niego. Gdyby nie jego charakter, to uznałabym, że jest przystojny.
Na śniadaniu usiadłam w miejscu jakiejś grupki koleżanek Mii, więc byłam jakimś obserwatorem całej sytuacji. Alisha Thert, wysoka blondynka, o kobiecych kształtach. Najpopularniejsza wraz z Mią, nie ma osoby w Hogwarcie, która by jej nie znała. Nie dość, że jest najlepszą uczennicą, to jeszcze ma taki przywódczy charakter, może i jest chamska, wredna, arogancka, ale wiecie – ludziom to się podoba. Druga z nich, kiedyś zupełnie normalna, Peggy Poul, ludzie często wyśmiewali się z jej niskiego wzrostu, dopóki nie zaczęła przyjaźnić się z „popularną grupką”. Według mnie jest nawet spoko. Kiedyś się z nią przyjaźniłam. Tyle że, jeśli nie będzie się z tobą zgadzać, potrafi pokazać swój okropny charakter. No i ostatnia. Dominique Voll, nie znam bogatszego człowieka od niej, no chyba, że liczymy Malfoy’a. Moim zdaniem również najładniejsza w całym Hogwarcie.
- Spóźniłaś się na śniadanie – zauważyła Dominique, odgarniając średniej długości, proste, blond włosy za ucho.
- Wiem. – Mruknęłam, biorąc bułkę z serem i pomidorem. Dziwiło mnie, że się do mnie odzywa.
- Zaspałaś?
- Nie.
- Kłóciłaś się z kimś?
Spojrzałam na nią dziwnie. Czemu wszyscy sądzą, że jak się gdzieś spóźniam, to że się kłócę? Wcale, że… No okay, to była prawda przez ostatnie dwa dni. Często kłócę się z innymi i teraz ludzie robią szum.
- Tak, może.
- „Może”? Co to znaczy „może”? – Przeprowadzała ze mną wywiad, czy co do cholery?
- Morze to jest woda, wielki zbiornik wody, ale mniejszy niż ocean! – zadrwiłam z udawanym entuzjazmem.
Dominique westchnęła.
- Malfoy? – szepnęła do mnie.
Skinęłam głową i zaczęłam jeść bułkę.
- Nie przejmuj się nim. Draco to dureń! – rzuciła głośno Alisha, nawet za głośno, bo Malfoy spojrzał w naszą stronę.
Zapomniałam chyba wspomnieć wam, że Alisha znała się od urodzenia z Draconem. Niby go nie lubiła, ale tylko zgrywała. Podkochiwała się w Goyle’u, jednym z jego „ochroniarzy”. Serio, myślałam, że ta dziewczyna ma lepszy gust. Dominique kochała się w Malfoy’u, czego nawet nie ukrywała przed swoimi przyjaciółkami, ale zgrywała, że go nie lubi przed innymi. A więc przeciwieństwo Pansy. Kiedyś nawet spytała go o chodzenie, to było jakoś w drugiej klasie, kiedy miała dwanaście lat. Oczywiście ten ją spławił. Oh, ale za bardzo wdaje się w szczegóły miłosne.
Żadna z nas nie odzywała się więcej. Po kilku minutach rozpoczął się gwar, wszystkie cztery pogrążone były w wielkiej rozmowie na temat muzyki jakiejś tam popowej piosenkarki. Nic się nie wypowiadałam, bo po pierwsze nie słucham popu, po drugie i tak nie dałyby mi dojść do słowa. Lekcje tego dnia minęły niesamowicie szybko i przyjemnie. Połowę lekcji mieliśmy z Gryffindorem. Dziewczyna o imieniu Corine zdecydowała się ze mną usiąść. Ale miała zabawy… Ja nie odezwałam się pierwsza, ona też nie zamierzała. No to co? Nico.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy to wszyscy udali się na mecz quidditch’a, ja zostałam by poczytać w spokoju książkę. Należy nie poddawać się za pierwszym razem, tym bardziej kiedy ma się pewność, że nikt cię nie zaczepi. I tak też się stało. W uszach miałam słuchawki z puszczoną na max. głośności MP4 muzykę. Słucham metalu, hard rocku i inne z takiego gatunku. Muzyka podkreślała mój charakter. Oh, a teraz kolejny cytat, który może mnie określić: „Muzyka zmienia człowieka”. W każdym razie, mnie!
Nacieszyć się wspaniałym czasem mogłam przez jedyne czterdzieści minut. Mecz skończył się i cała drużyna, w tym Draco, wpadli do pokoju głównego, w którym siedziałam, krzycząc i ciesząc się.
- Dracuś, wspaniale, wygraliście! – piszczała podniecona Pansy przylepiona do ramienia Malfoy’a.
- Tak. – Odparł tylko triumfalnym tonem Draco, nie zwracając uwagi na dziewczynę.
Chłopak rzucił ramieniem, pozbywając się zupełnie nie zrażonej Parkinson i przybił z wszystkimi chłopcami z drużyny piątkę. Dopiero po tym mnie zauważyli. Słyszałam jak Draco ze mnie zadrwił, no ale mi przykro, ale i tak go nie słuchałam. Ze względu na to, że nie mogłam. Nie chciałam przerywać piosenki w najlepszym momencie.
- Coś mówiłeś? – warknęłam z ironicznym uśmiechem, zdejmując jedną słuchawkę, tak, aby móc słyszeć przynajmniej na jedno ucho wspaniałego wokalu Amy Lee i poruszającego grania reszty zespołu.
- Tak, ale nie będę dla ciebie powtarzał, skarbie – rzucił przez ramię, obracając się do mnie plecami.
- Nie mów do mnie skarbie. – Wysyczałam i zamknęłam książkę z średnim hukiem.
- Wolisz słoneczko, nie ma sprawy.
- Czy nie możesz się zamknąć, debilu?! – powiedziałam z taką siłą głosu, że dopiero wchodzący sporymi grupkami uczniowie ze Slytherin’u wybałuszyli na mnie oczy.
- Nie powiedziałaś do niego debil.
Parkison zmierzyła mnie wzorkiem pełnym nienawiści. Nie wierzyła? Okay. Powtórzę.
- Masz rację, powiedziałam „debilu” – uśmiechnęłam się wrednie. – Powtórzę: Draco Malfoy to debil.
- Zamknij się! – ryknął blondyn podchodząc do mnie. Wyglądał, jakby miał mi przylać. Prędzej ja mu! – Ty… Zakompleksiona dziwko.
Haha. O nie. Nie ogarnęłam tego, co się wtedy ze mną stało. Nie kontrolowałam siebie, więc co mogę poradzić? Przed oczami miałam ciemność. Nie, żebym nigdy wcześniej tego nie robiła… Ale tym razem było to inne. Na pewno nie bezkarne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz